Czternaście lat temu, przed aktualnym rokiem Y31, w pewnej niewielkiej wsi, która położona była w królestwie Fiore, urodził się chłopiec. Był on owocem miłości kobiety, jak i mężczyzny. Rose oraz Marcus zakochali się w sobie bez pamięci, czego skutkiem był ich syn, któremu na imię dali Maxwell.
- To piękne imię, Marcus. Czy Ty...
- Tak. Chcę w ten sposób oddać szacunek Twojemu dziadkowi. Nasz syn powinien posiadać jego imię.
Pomimo tego, iż początkowo rodzina wiodła spokojne i beztroskie życie, to sielanka ta została nagle i brutalnie przerwana. Kobieta zachorowała na niespotykaną dotąd chorobę, z którą ciężko było walczyć, a co za tym idzie, leczyć ją. Pomimo tego, iż nie chciała umierać, nie mogła nic z tym zrobić. Pozostawiła ona swego męża oraz syna, a od tej pory, życie tej dwójki nie było już takie samo. Marcus po śmierci swej ukochanej żony popadł w alkoholizm. Kiedy tylko stawał się pijany, wyżywał się na swym synu. Psychicznie, fizycznie, nie miało to żadnego znaczenia.
- Siedź na dupie, gówniarzu, i nawet nie drgnij!
W pewnym momencie, bohater nasz nie był w stanie już dłużej wytrzymać takiego traktowania i uciekł z domu pod osłoną nocą. Jednakże, bardzo szybko natrafił na niewielką grupę bandytów, którzy porwali go i zaprowadzili do swej kryjówki. Tam też, chłopiec poznał Jasona - herszta tychże zbirów. Dał on Maxwellowi wybór.
- Posłuchaj mnie, dzieciaku, dam Ci prosty wybór. Możesz pracować dla mnie, a co za tym idzie - zachować swoje żałosne życie. Możesz też odmówić, lecz wtedy... zabiję Cię.
Cóż, dla naszego bohatera wybór był prosty. Postanowił on pracować dla tego mężczyzny.
Podczas epizodu, w którym chłopak znajdował się na usługach bandytów, wraz z "kolegami po fachu" zajmował się rabowaniem wieśniaków z okolicznych wiosek, kradzieżą, napadami na różne sklepy. Nieco rzadziej parali się oni rabowaniem karawan kupieckich, które spotykali, gdzieś nieopodal różnych miast.
Bohater nasz poznał tam mężczyznę imieniem Edwin. Nauczył on młodzieńca podstaw kradzieży oraz posługiwania się sztyletem. Jednakże, nie zrobił tego całkowicie za darmo. Mężczyzna obiecał nauczyć chłopaka tego wszystkiego, lecz ten musiał najpierw sprowadzić cztery wilcze skóry. W tym też celu, bohater nasz udał się do pobliskiej wsi, w której mieszkał garbarz. Zakradł się on wieczorem pod dom tegoż rzemieślnika, kradnąc, leżące luzem, skóry.
Bohater nasz zaczął również wzmacniać własne ciało, gdyż jego szef doszedł do wniosku, iż musi stać się silniejszy, aby być pożyteczniejszym dla grupy.
- Posłuchaj mnie, w naszym gronie nie ma miejsca dla słabeuszy. Od tej pory rozpoczynasz trening, aby w końcu przestać być tylko i wyłącznie "słabym mięsem".
Pomimo tego, iż Maxwell uciekł od swego ojca, który się znęcał nad nim, to jego los wcale się nie poprawił. Przywódca zbirów czasami bił chłopaka, choć w jego przypadku było to podyktowane chęcią znalezienia sobie, jakiejś rozrywki. O nic więcej tu nie chodziło.
W pewnym momencie, chłopak wraz z pięcioma innymi bandytami, ruszył na misję zleconą im przez szefa. Celem ich misji miała być karawana kupiecka, która podążała szlakiem w stronę portowego miasta - Magnolii. W tym celu, cała ta banda ruszyła w stronę lasu, w którym ukryli się pomiędzy drzewami. Czekali oni cierpliwie na swój cel, a kiedy tylko kupcy pojawili się, rozpoczął się atak. Pomimo tego, iż była to karawana kupiecka, to ludzie Ci nie byli tacy do końca bezbronni. Razem z nimi podróżowało czterech innych, uzbrojonych śmiałków, którzy zostali wynajęci, aby eskortować karawanę. Walka była dość wyrównana. Najemnicy okazali się być bardzo dobrze wyszkoleni. Młodzieniec został przez jednego z nich bardzo łatwo rozbrojony. Bohater nasz stracił swój sztylet, a kiedy najemnik rzucił się na niego, aby zadać mu śmiertelne cięcie, nagle zdarzyło się coś niespodziewanego. Maxwell zasłonił głowę rękami, spoglądając pomiędzy ramionami na ostrze, które miało przeciąć jego ręce, kiedy nagle i niespodziewanie poczuł przypływ dziwnej, nieznanej mu dotąd siły. Poczuł, jak z jego ciała wydostaje się coś. Coś bardzo dziwnego i potężnego. Jego ręce, nie, jego całe ciało zostało wręcz natychmiast otoczone przez niewielkie, niebieskie błyskawice, które to pojawiały się i znikały raz za razem. W momencie, w którym miecz zbliżył się do ciała Maxwella, jeden z piorunów przyjął na siebie całe udrzenie, czego skutkiem było przeniesienie się tej energii na ostrze, a następnie na najemnika. Jako, iż był to metalowy miecz, a jak powszechnie wiadomo, metal świetnie przewodzi elektryczność, to i błyskawica zadała dość poważne obrażenia napastnikowi, który chwilę później padł na glebę. Nie mając pojęcia, co właśnie miało tu miejsce, chłopak początkowo stał w bezruchu, spoglądając tylko na swe ciało, które parę sekund później wróciło do normalności. Jednakże, nie było teraz czasu, aby zastanawiać się nad tą sprawą, ponieważ walka się jeszcze nie zakończyła.
No, ale, szczęśliwie dla naszych bandytów, napad udał się, dzięki czemu zdobyli bardzo wiele dóbr, przedmiotów, klejnotów. Co jednak ważniejsze, tego właśnie dnia, młodzieniec dowiedział się, iż jest on magiem, a właściwie to kimś, kto mógłby nim zostać przez wzgląd na swój potencjał i talent do magii. Jednakże, nie on jeden w jego ekipie był zdolny do posługiwania się magią, także i herszt był w stanie jej używać.
- Niesamowite... Ta moc... Czułem się tak, jakbym był... niepokonany.
Po jakimś czasie, Maxwell i Edwin zaprzyjaźnili się ze sobą. Ten drugi bardzo polubił młodzieńca, szybko przywiązując się do niego, traktując go niczym swego syna. Ich więź stawała się coraz silniejsza, co bardzo podobało się naszemu bohaterowi, który pierwszy raz w życiu posiadał prawdziwego przyjaciela. Pierwszy raz w życiu mógł poczuć, iż może na kogoś liczyć. Jednakże, los miał wobec nich całkowicie inne plany.
Pewnego pięknego, słonecznego dnia, Jason zlecił Edwinowi, aby ten napadł na sołtysa wsi. Miał on wraz z czterema innymi ludźmi udać się tam. Pomimo tego, iż misja wydawała się łatwa do wykonania, to wcale taka nie była. Po dotarciu pod dom sołtysa, bandyci natknęli się na dwójkę ochroniarzy, którzy zostali wynajęci przez sołtysa. Jak się później okazało, byli to magowie. Bardzo szybko i bardzo łatwo pokonali i przepędzili Edwina oraz jego ludzi ze wsi. W momencie, w którym Edwin powrócił do herszta, informując go o całym zajściu, szef wpadł w istną furię.
- Ty nieudaczniku!
Przywódca zbirów rzucił się na mężczyznę, atakując go. Maxwell, który nagle pojawił się tam, postanowił pomóc przyjacielowi, lecz został powstrzymamy przez dwójkę bandytów, którzy go bardzo szybko spacyfikowali.
- Zostaw go!
Jason pobił niezwykle dotkliwie Edwina, przez co ten, parę godzin później, z powodu odniesionych ran, zmarł.
Tego dnia, w naszym bohaterze coś pękło. Postanowił on uciec od tych ludzi, lecz nie od razu. Nie mógł tak po prostu uciec i zostawić tego wszystkiego. Musiał zająć się jedną kwestią. Zamierzał wymierzyć pomstę w stronę herszta. Chłopak poczekał, aż zapadnie noc. Wtedy też zakradł się do pokoju szefa, będąc uzbrojonym w sztylet. Spokojnym, cichym krokiem znalazł się tuż przy jego łóżku. Uniósł rękę uzbrojoną w sztylet i wykonał machnięcie. Mężczyzna, czując niesamowity ból, wręcz natychmiast przebudził się, spadając z łóżka. Jego gardło zostało rozcięte, a krew sączyła się na podłogę. Młodzieniec podbiegł do niego i wbił sztylet prosto w jego serce.
- Zdychaj!
Jason jeszcze przez parę chwil rzucał się, machał kończynami, próbował wstać, lecz na nic się to zdało. Parę chwil później, przywódca bandytów wyzionął ducha. Po tym zdarzeniu, bohater nasz od razu uciekł stamtąd.
Przez kilka następnych lat, młodzieniec tułał się samotnie po królestwie Fiore. Żył on głównie z kradzieży i rabunku słabszych wieśniaków. Posiadał on wtedy bardzo wiele czasu na przemyślenia oraz analizę samego siebie i otaczającego go świata. Zrozumiał on, iż ludzka natura jest o wiele bardziej podła, chciwa, "przegnita" i "pusta", niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Zrozumiał, iż ludziom nie zależy na niczym innym niż na pieniądzach, bogactwach, rzeczach materialnych. Wszyscy byli tacy sami. Wszyscy byli napędzani tylko przez ten jeden, konkretny motyw - chęć posiadania. Nawet Ci, którzy wbrew pozorom robili dobre rzeczy, i tak na samym końcu liczyli na nagrodę. No bo, czy tak właśnie nie było? Gdy ktoś zrobi coś dobrego dla drugiego człowieka to czy nie liczył on na, jakąś zapłatę, nagrodę? Tak naprawdę, w głebi duszy nikt nie robił niczego bezinteresownie. Pomimo tego, iż ktoś mógł wydawać się dobrym człekiem, to tak naprawdę nie różnił się wcale od tych, którzy kradli, wykorzystywali innych, mordowali. Jednakże, najgorsi byli Ci, którzy pomimo stania na straży porządku i praworządności, i tak chcieli pobierać za to pieniądze. Skoro poświęcają swoje życie obronie słabszych to nie powinni żądać za to zapłaty, a jednak to robili. Ci, właśnie Ci ludzie najbardziej obrzydzają i wzbudzają największą nienawiść u młodzieńca.
No dobra, nawet, jeżeli ktoś nie dążył z początku do osiągnięcia namacalnej nagrody, to i tak zależało mu na zdobyciu podziwu, szacunku reszty społeczeństwa, co ostatecznie i tak mógł przekuć w bogactwo. Z tego też powodu, żyjąc w tak mrocznym, pozbawionym, jakiejkolwiek moralności i zasad, świecie, Maxwell doszedł do wniosku, iż nie może polegać na nikim innym. Może liczyć tylko na siebie i ufać samemu sobie. W tak okrutnym świecie musi stawiać swoje przetrwanie na pierwszym miejscu. Skoro inni "ludzie" wykorzystują siebie nawzajem to i on może, a nawet powinien, robić dokładnie to samo. Dlatego też, tak na dobrą sprawę, nie potrzebuje on nikogo. Nie potrzebuje on towarzyszy, przyjaciół. Jeżeli ktoś nie przyczyniłby się do jego rozwoju to nie miałby zamiaru trzymać się z taką personą.
Jakiś czas później, kiedy to Maxwell dotarł do jakiejś wsi, zatrzymał się w karczmie, aby odpocząć i coś zjeść. Wtedy też, w jego oczy rzuciła mu się dość niecodzienna sytuacja. Parę stolików dalej siedziała nieznana mu dziewczyna, która miała na sobie pełno bandaży. Właśnie przystawiał się do niej, jakiś pijany, a zarazem bardzo owłosiony mężczyzna. Zaczął on rzucać w jej stronę różne, sprośne teksty. Nagle i niespodziewanie, dziewczyna wstała od stołu, chyba mając już dość tego wszystkiego, i uderzyła pijaczka w podróbek. Mężczyzna odleciał do tyłu, lądując na sąsiednim stole. Maxwell, będąc pełen podziwu, widząc pierwszy raz taką dziewczynę, postanowił do niej podejść. Wydawała mu się ona dość silna, zważając na fakt, iż była przedstawicielką płci pięknej, więc zrobiła na nim dość duże wrażenie. Wtedy też nawiązali ze sobą rozmowę. Okazało się, iż miała na imię Kurisu. Szukała ona maga z gildii Grimoire Heart, na którym chciała dokonać zemsty. Niemniej jednak, aktualnie nie wiedziała, gdzie ten znajdował się. Chłopak, czując, iż takowa podróż może okazać się zbawienna dla jego rozwoju, postanowił zadać niewiaście jedno, bardzo ważne pytanie.
- Nie potrzebujesz może kompana w swojej podróży? Załóżmy, że chciałbym wyruszyć z Tobą. Myślisz, że dzięki tej podróży stanę się silniejszy?
Kiedy tylko dziewczyna odpowiedziała twierdząco, bohater nasz oznajmił jej, że chce się zabrać wraz z nią. Właśnie wtedy rozpoczął się całkowicie nowy etap w życiu naszego bohatera.